— Ej, panie Stanisławie, to są. poglądy... jakże... mistyczne, semistyczne...
— Pesymistyczne.
— Tak, chciałem powiedzieć, pesymistyczne. Dziwna rzecz, jak czasem mam słabą pamięć dla obcych wyrazów i nazwisk. Wyobraź pan sobie, wczoraj przy obiedzie palnąłem ni ztąd ni zowąd, że Homer był powieściopisarzem greckim. Wszyscy w śmiech, i dopiero hrabia Cedro młodszy musiał mi przypominać, że Homer był bardem szkockim, który pisał Luizjadę Kamoensa!
— Na Boga! — pomyślał Stanisław i zarumienił się w imieniu całej redakcyi Orędowniczki, ale nie rzekł nic i tylko postanowił sobie w duchu przy najbliższej sposobności pogodzić swego pryncypała nieznacznie z myślą, że Homer nie miał nic wspólnego z Szkocyą, z Luizjadą, ani z Kamoensem. Zapóźno, niestety; w najbliższym już bowiem numerze Szturchańca idealny jakiś dr. Mitręga, poświęcając się zawodowi literackiemu,
„Pragnął być wielkim, jak ów Ariosto,
Co był francuskich romantyków chłostą,
I by go dziwna wyniosła karyera,
Nad portugalskie sukcesy Homera.“
Na razie wszakże dr. Mitręga nieświadomy jeszcze tego, co mu groziło, mówił dalej:
— Ale wróćmy do rzeczy. Poglądy pańskie Są, jak powiadam, pesymistyczne. Cobyś pan przecież powiedział, gdyby założono bank, któryby włościanom, nota bene, zasługującym na wsparcie i bez własnej winy jęczącym w ręku lichwiarzy, pożyczał pieniądze, dajmy na to, na 12 od sta rocznie?
— Hm, zapewne, że taki bank byłby dobrodziejstwem.
— A widzisz pan! Otóż, kochany panie Stanisławie, chciałem pana prosić, ażebyś pan napisał artykuł, wykazujący konieczną potrzebę i pożyteczność takiego banku. Ale gorąco, jak to pan umiesz! Możesz pan także dodać, że grono obywateli, przejętych szczerą i bezinteresowną miło-