Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ej, ktoby tam mówił o takich nudziarstwach. Mówię o pannie Gozdawickiej.
Stanisław westchnął. Co mu po wszystkich tryumfach autorskiej miłości własnej, skoro ta, na której zdaniu najwięcej mu zależało, nie chciała ich z nim dzielić. Ukarał się, cofając swój dramat z repertoaru, pod pozorem zmian, które w nim zrobić zamierza.
Innym znowu razem panna Natalia dała bardzo wyraźnie do zrozumienia Stanisławowi, że podziela milicyjski sposób zapatrywania się na literaturę jako na źródło chleba powszedniego, w czem zresztą miała słuszność i ona, i mieli ją Milicyanie. Najlepiej byłoby, gdyby literatura i sztuka mogły być jedynie źródłem sławy, a nie potrzebowały dostarczać wyznawcom swoim tak prozaicznej rzeczy, jak chleba.
Stanisław polubił był swój nowy zawód i poświęcał mu się z zapałem. Nieprzychylny sąd panny Natalii dotknął go boleśnie.
— Więc sądzisz pani...? — rzekł skonfundowany.
— Sądzę, że z dwojga złego wolałabym już, abyś pan był profesorem. Zawsze to coś pewniejszego.
— Niebardzo, jak tego miałem przykład.
— Przynajmniej nie miałbyś pan żadnych zobowiązań wobec pana Mitręgi, i nie powtarzałbyś wciąż, że jest pańskim dobrodziejem!
„Pan i pani“, to tytuły dość sztywne między narzeczonemi, ale Stanisław nie mógł zdobyć się na odwagę i prosić Natalii o zmianę w tej mierze. Smiechowski miał najzupełniejszą słuszność, utrzymując, że młody jego przyjaciel posiada wszelkie kwalifikacye na męża, zostającego pod pantoflem żony. I tym razem jedno jej słówko wystarczyło, aby go skłonić do wysileń w celu odzyskania utraconej posady.
Królewski ober-komisarz Milicyi i Landweryi powrócił był oddawna do Wilkowa, jemu tedy postanowił nasz bohater przedłożyć swoją sprawę. Prosił o audyencyę, którą uzyskał bez wielkich trudności. Ma się rozumieć, że nim