Strona:Jan Kochanowski z Czarnolasu.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Potemeś mnie smutnego nagle odbieżała
I wszystkie moje z sobą pociechy zabrała;
Wzięłaś mi, zgoła mówiąc, dusze połowicę —
Ostatek przy mnie został na wieczną tęsknicę.
Tu mi kamień murarze! ciosany połóżcie,
A na nim tę nieszczęsną pamiątkę wydróżcie:
„Orszula Kochanowska tu leży, kochanie
Ojcowie, albo raczéj płacz i narzekanie
Opakeś [1] to niebaczna śmierci! udziałała:
Nie jać onéj, ale mnie ona płakać miała.


ŻAL XVII.

Pańska ręka mię dotknęła,
Wszystką mi radość odjęła;
Ledwie w sobie czuję duszę,
I tę podobno dać muszę.

Lubo wstając gore jaśnie,
Lubo padnąc słońce gaśnie;
Mnie jednako serce boli,
A nigdy się nie utuli.

Oczu nigdy nie osuszę
I tak wiecznie płakać muszę:
Muszę płakać; o mój Boże!
Kto się przed Tobą skryć może?

Próżno morzem nie pływamy,
Próżno w bitwach nie bywamy;
Ugodzi nieszczęście wszędzie,
Choć podobieństwa nie będzie.


  1. Odwrotnieś.