Strona:Jan Grzegorzewski - Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szę głowę do góry i widzę jak o trzy sążnie nademną na przodzie stoi Józek i nie mogąc przyjść mi z pomocą z powodu pionowego w tem miejscu grzbietu grani, oddzielającego mię od niego, patrzy na mnie z wyrazem kilku sprzęgniętych naraz uczuć: trwogi, beznadziejnej rozpaczy i nadmiernego spółczucia a żałości w oczach. Zdziwiłem się — skąd ma ciupagę w ręku, skoro swoją stracił wczoraj na Zawracie. Ale rychło poznałem wątły i lekki czekanik panny P....skiej, która wydostawszy się już na wierzch, a zaniepokojona zniknięciem mojem i usunięciem się ze środkowej grani, posłała ku mnie Józka.
— Daj mi linę ratunkową — krzyknę ku niemu: — wszakże kazałem wam wziąć liny.
— Kiej nie mam, panie — odrzecze — przy Gustawie ona.
Podniosłem jeszcze wyżej wzrok ku górze: ani Gustawa, ani nikogo z reszty drużyny nie widać. Zanim po niego poszedłby Józek i przyszliby mi z liną, upłynęłoby pół godziny czasu: za długo, zwątpiłem, ażali wystarczą mi siły przeczekania tyle czasu w zawieszeniu; przed upływem pół godziny albo mię one opuszczą i stoczę się w przepaść, albo sam się posunę naprzód na miejsce bezpieczniejsze.
— Mam pasek przy sobie! — woła dalej Józek.
I począł rozpinać z siebie długi na sążeń skórzany pas góralski.
— A masz tam przy sobie skałę lub kosodrzewinę? — pytam.
— Mam kosówkę.
— Chybkaj na ziemię i schwyć się ręką za krzak.

W okamgnieniu przypadł ku ziemi, schwycił się jedną ręką za kosodrzewinę, a drugą wyciągnąwszy się na całem ciele, podał mi pasek. Schwyciwszy go i pomagając sobie drugą ręką uzbrojoną w ciupagę, wydostałem się rychło na właściwą tę samą drogę grani, po której był poprowadził Bartek całą drużynę. Tam już z łatwością czepiając się dobroczynnych krzaków kosodrzewiny, w kwadrans potem sięgnąłem wierzchołka Miedzianego i połączyłem się z resztą towarzystwa, z którem już razem ruszyliśmy w dół po za Świstówkę i zaraz[1] po południu stanęliśmy na Opalonym Wierchu.

  1. Szli my tak przez Zawrat
    I przez Pięć i stawy.
    Przyszli do Morskiego Oka
    Tam przez Wirch miedziany.
    (Pieśń Zakopańska ze zbioru Gustawa).