Strona:Jan Grzegorzewski - Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żeń wyprzedziła wszystkich i podążyła naprzód o kilkaset kroków w górę tuż bezpośrednio za wskazującym drogę Obrochtą. Na skręcie po nad Jaworzynką i pochód dalszy w górę pomiędzy dwie kopy królowe stawał się nużącym. Głębokie cienie bujnej roślinności daleko pozostały za nami: wstąpiliśmy w krainę piargów i kosodrzewiny zakrytej śniegiem tak głębokim, że na samej hali Królowej, kędy się zwykle tak raźno kroczy latem wśród rozmaitych malowniczych złomów granitowych, brnęliśmy do połowy niekiedy kolan, z trudnością wyciągając z przewałów śnieżnych nogę za nogą. Tak zapadłszy nieco głębiej na połowie hali jedna z pań zwaliła się z nóg i z rozpaczliwą obojętnością znużonego marszem bojowym żołnierza zawołała:
— Niepodobna, dalej już nie pójdę!
Muzyki jak Napoleon dla żołnierzy swoich w przejściu przez Alpy nie mieliśmy pod ręką, ale dla wzbudzenia omdlałej energii i wytrwałości nie brakło nam na innym nie mniej dzielnie podniecającym duszę artystyczną środku — zaklęcia w imię ambicyi i przyrzeczenia biesiady barw za minut kilka. Zaklęcie było snać tak wielkiej siły magicznej, że upadła, dźwignąwszy się z wyżłobionego przez się w śniegu łożyska, przebiegła nie tylko raźno paręset kroków, ale nawet, gdy stanęła na kraju hali przed widokiem marzeń tatrzańskich, z okrzykiem zapału rwała się pierwsza naprzód jak dziecię z wyciągniętemi ramionami ku migocącym zdala blaskom obrazu. Wielka dolina Gąsienicowa, od strony północno-wschodniej wejścia naszego otworem stojąca a zamknięta z trzech innych stron dokoła niebotycznemi poszarpanemi dziko turniami, zalana cała morzem światła srebrnego z głębokimi cieniami, padającemi od profilów bliższych na dalsze turnie, czyniła w pierwszej chwili wrażenie sejmu bogów-olbrzymów Olimpu, opartych stopami o biały kobierzec ziemi, a głowami, promiennemi gwiazd rojami, sięgających szafirowego stropu nieba. W poważnej uroczystej zadumie siedzieli, zatoczywszy wielkie koło piramidalną Żółtą turnią, Granatami, Czarną Ścianą, od zachodu cieniami Beskidu. W głębi rozsiadły się ku głębszym cieniom Koszysta i Buczynowe z Krzyżnem, i wyszczerbioną czarną ścianą Koziego Wierchu z jednej, a Pośrednią i Skrajną Turnią z drugiej. Na środek jakby do zagajającej mowy wysunął się wyniosły Kościelec, mający u stóp swoich wały lodowców dyluwialnych,