Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwrócone, płynęło do wnętrza światło wyjawiającego się na horyzoncie słońca, światło różowo-złote, przejrzyste, łagodne. Pod jednem z okien stało niskie, szerokie, mahoniowe biurko ze dworu tutaj przeniesione. Pod ścianą: szezlong czarną tu i owdzie już przetartą ceratą kryty, a obok dwa fotele: jeden gdański, ze stołowego, drugi z salonu — czarny, czerwonym pluszem, w miejscach siedzenia i oparcia obciągnięty. Pod jedną ze ścian stał szereg słoików z próbkami nasion i wyki, łubinu, grochu, koniczyny oraz zboża wszelakiego. W stosach, również na podłodze leżały stare księgi rachunkowe. Klemens przewlókł wzrok obojętny po tych rupieciach, treść lat życia określonego zespołu ludzi i zwierząt kryjących, i zacichł w sobie jeszcze bardziej. Przysunął ciężki fotel gdański, ciemny, wysokoporęczny, rzeźbiony do okna i zapadł w jego łaskawość wygodną. Za rozwalonym kopcem po kartoflach sterczały samotne koły, niegdyś spojenia płotów wiejskich. W oddali jednego stajania za dwurzędem wysokich grabów rówieśników, dookoła ogród obiegających, wznosiły się, niby ręce ze skóry odarte, dwa kominy — resztka dworu miedzborskiego. Mgła wspomnień oplotła się smugą błękitną w krąg ruin domu rodzinnego i drzew starego sadu. Spojrzenie zmętniało i odeszło zbiedzone w pamięć.
Do izby wnoszono łóżko, pościel, umywalkę. Krzątano się cicho w milczeniu, niby bojąc się zbudzić śpiące gdzieś nieopodal chore, bliskie śmierci, dziecko. Nastka, pokojowa ze dworu, przyniosła pod komendą córki rządcy, panny Jadwigi, śniadanie dla Klemensa. Obie i służąca i młoda panna Jadwiga były jakby