Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jednocześnie: — Ładnie muszę wyglądać! Zkolei już drugi raz w ciągu krótkiego względnie czasu biorą mnie tu za szpiega.
— W takim razie kto pan jest? — zapytał gość, przechylając głowę i patrząc zukosa na Grudowskiego.
— A pan ?...
— Jak pan śmie pytać ? — ryknął gość — Cóż to pan nie widzisz?
— Dalibóg nie widzę! — szczerze przyznał się gospodarz. — Pan w bieliźnie...
— To ja panu powiem! Aleksy Mikołajewicz Safonow, oficer armji rosyjskiej, kapitan, dowódca baterji polowej! — wyrecytował jednym tchem obrażony gość. — Wiesz pan teraz, kto ja, wiesz pan? Co? A pan kto?
— Ja, panie kapitanie, jestem tylko właścicielem tego mieszkania, tego oto pokoju, w którym pan kapitan właśnie obecnie się znajduje...
— To, jakto tak?
— Trudno, ale niestety tak jest, panie kapitanie!
— Panie! — oficer przyciągnął do siebie Klemensa jakgdyby chciał mu powierzyć jakąś tajemnicę.
— Co?
— Czy tu gdzie Niemcy są blisko? Może mieszkają gdzieś obok? — zalęknionym szeptem zaczął się dopytywać Grudowskiego.
— O ile mi wiadomo, to nie!
— Panie! Oni, Niemcy, mnie tu podkupili... Oni chcą, żebym ja nie miał mieszkania, żebym ja zginął...
— No, wie pan, panie kapitanie, wojna...