Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niewidoczne. Wyrozumiałe na troskę swej pani przywarowały pokornie, nie dopominając się ani formą, ani barwą o należne wyróżnienie. Wydobyła jedne z ukrycia, inne poskładała tak, jak nie pamiętały, z wyprostowaniem najmniejszej zakładki, lub zmarszczenia. Włożyła wszystko do schowków dla nich przeznaczonych. Zasłała łóżko pościelą w świeżą bieliznę przyobleczoną. Długo bardzo ustawiała i przestawiała wszystkie drobiazgi, na wygląd i miejsce każdego przedmiotu bacząc pilnie.
O północy pokój Heleny miał inne, niż zazwyczaj wejrzenie. Spoglądał wszystką w nim rzeczą, niby chory nietykalny dostojnik. Jakaż rozkosz wystawiać teraz wyglądem swym obecne uczucia jego pani. Po doprowadzeniu pomieszczenia do porządku Helena doznała uczucia pewnego błogiego zadowolenia, zdawało się jej, że oto jakimś osobliwym zwabiem zdołała porozumieć się z Sewerynem. Zabrała się tedy z pogodnym natchnionym spokojem do przystrojenia się. Majaczyło się w jej podświadomości przekonanie, że ubiera się dla Seweryna. Usiadła przed wielkiem lustrem bieliźniarki i wpatrzyła się w odbicie własnych oczu. Sądziła, że już bezpowrotnie pogasły, że światło ich wyżarte przez łzy nie zdolne będzie zapłonić nawet w chwili powitania kochanka. Oczy jej jednakże miały zadziwiającą żywość i dawny, pociągający ludzkie patrzenie, czystego diamentu blask. Niepomału uderzył ją także, niby pierwszy raz dostrzeżony, rysunek powiek w ciężkości swojej kryjących przeżyt, udrękę miłości, rysunek ujawniający zażycie smutku, aż po brzegi wszelkiej możliwości serdecznego wy-