Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

istot zupełnie nieznajomych, nigdy wzajem się nie widzianych.
Z czasem kilku, zaledwie, dni Klemens, dzięki wczuleniu się w dwie równolegle biegnące płaszczyzny, wykreślające długość pokoju — zwiedział się o nastroju panującym w dwóch sąsiednich pokojach. Następnie dzięki pewnym skojarzeniom różnych podsłuchanych dźwięków, wywnioskował charakter i w przybliżeniu wiek (nieomylnie) sąsiadek. Ściana lewa — ta właśnie, pod którą stało łóżko Klemensa w chwilach obecności sąsiadki w swoim pokoju — stawała się, niby czyjaś ręka, niezmiernie czujna i wrażliwością wygładzona. Treść życia pokoju z lewej strony z każdą godziną była dla Grudowskiego coraz bardziej uchwytna; natomiast ściana prawa była tak głucha i milcząca, że Klemens nie mógł w żaden sposób przejrzeć jej wyczulonemi nerwami i wniknąć w obszar cudzego życia.
Grudowski — człowiek wytrącony z życia, niby kołek z miejsca przeznaczenia wypchnięty i porzucony na ziemię — postanowił notować wszystko, co mu osobliwa praca, jako wynik codzienny dawała.
W ową pracę wglądały z jednej strony roziskrzone ślepia gorączki, z drugiej niedawny zawód życiowy, wpółprzymykający przyszłość, pogardliwie uśmiechnięty i patrzący zpodełba. Oto jak pracował.
„3 listopada. Zastanawiam się sam, czy pozostawienie łóżka na miejscu, t. j. pod lewą ścianą (lewą, ponieważ przyjąłem okno za głowę mego pokoju) wyjdzie mi na zdrowie. Jestem dosłownie — od wczesnego wieczora aż do północy — obłożony,