Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„P. S. Załączam świstek, który niech pan wyzyska, jeśli zechce i jak zechce, Nie umiem, jak to mówią, „sporządzać“ podobnych dokumentów, lecz zdaje mi się, że jest on prawnie ważny”.
Witan miał wrażenie, że mu serce spłynęło do krtani, jak jedna wielka słona i gorąca kropla. Dusił się. Nie mógł jej przełknąć.
Do listu Klemensa załączone było pismo tej treści:
„Oświadczam, wobec trzech, niżej podpisanych świadków i własnym stwierdzam podpisem, że jedynym i wyłącznym spadkobierbą moim czynię zamieszkałego we wsi Miedzborzu Seweryna, syna Andrzeja i Tekli, Witana lat 26...“
Witan zmiął nagle trzymaną w ręce ćwiartkę papieru, następnie zaczął ją w szale jakimś rwać zębami, a strzępy rzucać na podłogę. Helena podbiegła do niego i klęknęła obok łóżka.
Seweryn płakał.
Dnia pogrzebu Klemensa i przedtem jeszcze pierwszego żałobnego nabożeństwa w kaplicy, wrócili Seweryn i Helena do swego pokoju, jakby czekającego na nich w niecierpliwości wielkiej, lecz w milczeniu zatajonej. Zatrzasnęła za nimi drzwi samotność, niby trzeci, obcy człowiek, świadek wszystko widzący, wszystko słyszący, czujny i niemy. Przypatrywał się im, śledził każdy ruch, wglądaniem osobliwem we wszystkość ich życia podkreślał każde poruszenie i każdy zamiar; wsłuchiwaniem natrętnem, widocznem i nieprzerwanem rozdrabniał każdy dźwięk na maleńkie cząsteczki, roznosił je i krążył z niemi w pamięć