Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

również według wskazań wuja Klemensa, i parteru który wypełniały: maleńka kuchnia wraz z komorą dla służącego oraz mieszkanie starego, bezdzietnego wdowca Andrzeja Prota, ostatnio stróża świeżo wzniesionej kaplicy.
W pokoju na pierwszem piętrze domku, ogólnie przezwanego gołębnikiem, zamieszkali tedy Seweryn i Helena, pokój na drugiem piętrze wnet, po odpoczynku i względnem odzyskaniu sił miał zająć Klemens. Prócz jednego okna mieszkania kochanków, wpatrzonego w drzwi do kaplicy, trzy pozostałe ogarniały wielkie przestrzenie pól. Jedno rzucało spojrzenie poprzez fale zielone sadu dworskiego na uciekające wgłąb swoim wykrojem rżysko. Wzrok drugiego staczał się z oberwanej góry na drogę i przez strumyk wąski, wymykający się z pośród strzegących go kęp leszczyny, szedł w rudziejące kartofliska i lasu dalekiego siność tajemniczą. Trzecie patrzało, wieczyście zamyślone na cichość i smętek równi, płynącej bez przeszkód do mgieł na horyzoncie.
Oboje: Seweryn i Helena, otoczeni bezkresem ziemi i niebios, ustawicznie choć mimowoli zasłuchani w szum modlitewny starych sosen — w krąg, niby warta bezzdradna ustawionych — rozpoczęli jakby nowy byt: zamknięty w myślach, trwożnie ściszony w rozmowach, ostrożny w ruchach. Wszystek tam bowiem wyraz życia ludzkiego nabierał osobliwego znaczenia i ważności odmiennej.
Zaledwie jednak oboje zaczęli nawykać do tego nowego bytu, zaledwie zdołali nawiązać jaką taką wspólność z życiem dookolnem, obejmującem ich