Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkich stron ogólnikowych hymnów pochwalnych na cześć Rabbiego.
— Tu jednak nie jest wszystko tak prostem, jak mi się z początku zdawało! — przyznał profesor.
I począł dawać większe jeszcze baczenie na to, co działo się koło niego.
Tymczasem jednak trąby zagrały drugi raz na znak, że Prorok wyszedł z mieszkania i znajduje się na placu. Istotnie, poza estradą tłum rozstąpił się szeroko i równo jak pod sznur, i na utworzonej w ten sposób ulicy pojawił się człowiek, będący miljonów tych panem.
Ujrzeli go i mogli przypatrzeć mu się dokładnie. Łatwo go było poznać, powierzchowność jego bowiem odpowiadała opisom. Był wysoki, silny w ramionach, smukły i imponujący. Długie krucze włosy spadały mu dokoła ściągłej twarzy o ostrych, regularnych rysach: włosy te były zwichrzone i kręciły się naturalnie grubemi kosmykami. Oczy czarne, wyraziste wrzynały się głęboko w twarz, na którą spoglądał: blasku ich trudno było wytrzymać, tak samo, jak niesposób było oprzeć się słodyczy jego uśmiechu. To jednak, co w postaci tej uderzało przedewszystkiem, to była jej moc i władztwo. Czuło się odrazu, spojrzawszy nań, że człowiek ten stworzony jest dla sterowania innymi i przygniatania swą wielkością. Ale był w nim też i bezmierny spokój, równolegle z opanowaniem innych opanowanie siebie. Szedł bez orszaku, sam jeden, zatrzy-