Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przynosi on szkody masom, dla tego właśnie żeście od mas tych oddzielili się istnie chińskim murem.

Edyta wracała sama. Wymówiła się bratu, który chciał ją odprowadzić: potrzebowała przetrawić z własnem sumieniem to wszystko, co w ostatnich dniach obito się o nią: rozwiane marzenie, Prorok, śmierć...
Bo musiała umrzeć. Wiedziała o tem. Radziła się najznakomitszego specjalisty: powiedział jej, że można katastrofę oddalić, niepodobna jej zapobiec. Wynaleziono wprawdzie bakcyl raka, ale w niektórych wypadkach środek nie działał i choroba powstała tak samo beznadziejną, jak nią była w początkach XX wieku. I teraz oto trzeba było powiedzieć o tem Henrykowi, rozedrzeć straszliwym tym ciosem serce, któremu zwykła była dotychczas nieść samo tylko światło i szczęście...
Edyta zatrzymała się. Myśl jakaś uderzyła ją nagle, rozświetlając wszystko, jak błyskawica. Prorok! On przecie leczy chorych i śmierci nawet wydziera jej państwo... On może, a że jest dobry, więc skoro może, zechce.
Edyta przypomniała sobie to wszystko, co doszło dotąd do niej o Judzie Gesnareh. Nie było tego wiele: jej wystarczało aż nadto. Prorok uzdrawiał z nieuleczalnych chorób i znajdował się o kilka godzin pośpiesznego aerostatu. Komunikacię utrudniały wprawdzie najnowsze wypadki, nie przerywając jej jed-