Szło więc dalej dzieło zniszczenia, jak potok lawy, który wypłynąwszy z czeluści wulkanu, pochłania wszystko, co po drodze napada.
W Rzymie odbywały się codzień procesje pokutne. Szły zakony i bractwa, niesiono srebrne i złote relikwiarze i posągi świętych. Przed każdem zgromadzeniem czerniał krzyż zakonny, w powietrzu rozwiewał się las sztandarów i chorągwi. Promienie słoneczne ślizgały się po wygolonych czaszkach i zawiędłych twarzach, po habitach białych i czarnych, brunatnych, błękitnych i szarych, po szkaplerzach i kapturach różnego kształtu, po koronkach rokietów i białych komżach i złotych łańcuchach, po fioletach prałackich i biskupich infułach, po purpurze i gronostajach kardynałów.
W końcu za zakonami, za duchowieństwem i dygnitarzami, za rojem dziatwy, chóralnie śpiewającej hymn i responsorja, postępował w białej swej szacie papież: z rękami wzniesionemi błagalnie w górę.
Procesje obchodziły z kolei główne bazyliki, miejsca wsławione najgłośniejszemi męczeństwami, kościoły, w których czczono cudami słynące obrazy Madonny. Na większych placach pochód zatrzymywał się. Na improwizowaną trybunę wstępował kaznodzieja, kreśląc wymownemi słowy obraz strasz-