Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu się wymknąć. Przeciskał się też, obejmując ją ramieniem i niemal w powietrzu unosząc.
Tymczasem jednak rozpływający się tłum począł na nowo powracać w stronę Sukiennic. Ochłonąwszy z jednego przestrachu, popadł w drugi. Oto bowiem rozeszła się niewiadomo skąd wieść straszliwa, zdolna zmrozić krew w żyłach. Powiadano, że władca zabity od piorunu, leży u stóp zdruzgotanego ołtarza pod Marjacką wieżą. Inni utrzymywali że znikł bez śladu.
Opanowani przerażeniem dygnitarze dworu rozesłali służbę i rozbiegli się sami dla poszukiwania zaginionego władcy. On tymczasem przedzierał się przez gęstwę ludzką, zapychającą rynek i wzrastającą wciąż pod wpływem groźnych wieści.
Wreszcie jednak udało się służbie pałacowej dostrzec pana. Wśród radosnych okrzyków opuszczono dworski samolot. Chwilę później Gesnareh i Edyta znajdowali się na Wawelu.
— Moja! Moja! — szeptał Rabbi spieczonemi usty, szukając ust dziewiczych. Nie znajdował ich jednak. Uchylała się, odtrącając go łagodnie, ale stanowczo. Gesnareh rzucał się do jej stóp i wił w konwulsjach namiętności jak rozdeptany robak, wzywając jej litości lub pomstą grożąc. Była nieubłaganą.
— Więc pocóż przyszłaś, jeśli nie chcesz być moją? — wołał z namiętnym wyrzutem.
— Chcę byś ty stał się moim, — odpowiedziała mu.