Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Świat zmienia się. Nowe czasy idą. I nie tylko idą: one już przyszły! A my głowę chowamy pod połę chałatu i nie chcemy tego widzieć! I zdaje się nam, że paląc łojówki szabasowe zamiast elektryczności, potrafimy zatrzymać tę wodę, która rośnie wciąż i zatapia wszystko, co napotka. Ot i u nas niema elektryczności w tych paru izbach, które wy zajmujecie i dziadkowie, a w reszcie domu ja ją z braćmi zaprowadziłem na własny koszt, ale przez telefon, to wy, tate, gadacie, bo sami przekonaliście się, że bez tego nie można żyć. A dziadek — on i dziś powiada, że tylko taki apikores jak ja może korzystać z djabelskiego wynalazku i wy, tate, nie przyznajecie się przed nim do tej niegodziwości, a jednak popełniacie ją!
— No, to i cóż? — spytał reb Chaim, nie podnosząc głowy.
— To, że wy tak samo postępujecie i z Rabbim.
— Rabbi nie jest telefon i nie jest elektryczność.
— Dlaczego on ma być telefon albo elektryczność? On jest sobie człowiek taki jak wy, tate, albo jak dziadek Samuel, tylko rozumniejszy od nas wszystkich. Bo my wszyscy razem, ilu nas jest, nie potrafiliśmy dotąd opanować gojów i królestwo Izraela rozszerzyć na świat cały, a on potrafił.
Dlatego on jest Mesjasz, ten Mesjasz, którego wy z dziadkiem wyglądacie!