Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale co czynić? Co czynić! Ona wpatrywała się weń, odgadując jego myśli.
— Ty nie oddasz mnie temu człowiekowi, Harry, — modliła się. — Życie mi odbierzesz raczej, prawda?
Skłonił poważnie głowę i odprowadził ją do sofy. Teraz dopiero spostrzegł, że był to cień tylko z tej pięknej i zdrowej kobiety, jaką porzucił po uzdrowieniu. Policzki jej zapadły, oczy paliły się gorączką. Złożył ją, jak dziecko na posłaniu i przykląkł przy niej, otaczając pieszczotliwie ramieniem, jak dawniej, przed laty, gdy sam był wyrostkiem, a ona maleńką dzieweczką, nad którą roztaczał opiekę. Teraz ona rozpoczęła mu opowiadać historję duszy swej od ich rozstania. Była nie nazbyt długa, ale nad wszelką miarę bolesna. On słuchał, zakrywając twarz dłońmi lub zaciskając pięści.
Edyta zaś mówiła o pierwszych podejrzeniach, zaraz po przybyciu do Budapesztu. Oskarżenia chrześcijan, niedomówienia adeptów, strach, otaczający Proroka i jego czyny. Ale on jednem słowem rozpraszał wątpliwości i rozwiązywał zagadnienia. Opętał ją czarem swoim. Kazał wierzyć i ona wierzyła, kazał ufać sobie — ufała ślepo. I doszła do tego, że widziała kłamstwo lub spisek w tem wszystkiem, co odmawiało mu czci i uznania jego doskonałości. Chrześcijanie stali się w jej oczach burzycielami ładu społecznego, represje smutną koniecznością... Równocześnie wzrastał w jej duszy kult dla tego, którego przy-