Wychowany przez ojca teozofa Strafford młodym jeszcze poznał płytkość wpajanych przezeń pojęć. Panteizm indyjski nie rozwiązywał żadnego z zagadnień, narzucających się umysłowi młodego uczonego. Umysł to był syntetyczny, pragnący docierać do podstaw i rozmiłowany w szukaniu prawdy. Prawdy tej szukał Strafford kolejno w różnych systemach religijno-etycznych, studjując Ojców Kościoła i pisma nowatorów, Biblję, Koran i Zendawestę. Stosując do swych badań metodę wykluczającą, doszedł wkońcu do przeświadczenia, że żaden z badanych przezeń prądów nie zawiera w sobie prawdy. Jeden chrystjanizm zatrzymywał go. Nie pociągała go wprawdzie jak siostry nieprzepartym swym czarem promienna postać Zbawiciela: imponowała mu zato tem mocniej żelazna konsekwencja Chrystusowej nauki, jej jednolitość i niezłomność. Miewał nieraz chwile, w których gotów był zawołać: „To jest prawda!“ i przed tak znalezioną prawdą uchylić czoło, potem jednak przychodziły objekcje i wahania. Strafford miał wysoce rozwinięty instynkt aryjski: pierwiastek semicki odpychał go.
Gotów był przyjąć Ewangelję jako prawdę i normę życia, pod warunkiem jednak oderwania jej od Starego Testamentu, którego mistycznej łączności z Chrystusem nie był w stanie zrozumieć.
Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/173
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
X.