Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyjaśnień i odprzysiężenia się, wymaganego przez władcę?
Stary uczony wpatrywał się uporczywie w twarz komisarza, wiercąc mu do głębi mózgu oczyma, jak parą sztyletów. Strafford zmilczał przez chwilę, jakby namyślając się nad odpowiedzią.
— Jakiem prawem zadajesz mi pan pytania? — odparł wreszcie.
— Tem samem, jakiem stawiane ci zostały, najdostojniejszy, te wszystkie pytania, na które odpowiadałeś przed chwilą.
Cios był trafny. Strafford przygryzł wargi, nie składając jednak broni.
— Pytali mnie członkowie rządu i przyjaciele. Pan nie należysz ani do jednych, ani do drugich, nie mam więc zamiaru dać się interwiewować przez ciebie!
— I dom mój bardzo nieodpowiednio jest wybrany przez pana Kwaśniewskiego na interwiewy, dla których trzeba pozyskać naprzód zezwolenie osoby tak dostojnej, — zauważył ostrym tonem Roztocki. — Proszę pana archiwarjusza, by raczył w przyszłości pamiętać, z kim ma zaszczyt obcować.
Tym razem przyszła na Kwaśniewskiego kolej zacięcia ust. Miał on we zwyczaju zacietrzewiać się, gdy mowa była o nienawistnych mu chrześcijanach, zrozumiał jednak, że zapędził się zbyt daleko. Spuścił więc głowę i pod nosem tylko mruczał, żółci swej folgując.