Przejdź do zawartości

Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobie tego zadania przyjął czasowo powierzoną mu funkcję.
Ale dzień nie upłynął, a młody człowiek miał już sposobność przekonać się. że niełatwo jest robić jakiekolwiek plany odnośnie do rabbiego Gesnareh, tem mniej zaś mu przeszkadzać. Kiedy nazajutrz o zwykłej porze wybierali się do niego na wieczorną rozmowę, Strafford uczuł się naraz zupełnie niezdolnym do wyjścia za próg domu.
Było to tak, jakby mu ktoś podciął żyły w nogach i rękach.
Opadł na krzesło jak kłoda.
— Nie rozumiem, co dzieje się ze mną — zawołał do siostry. Jestem bezwładny.
Edyta rzuciła się ku niemu przerażona, dopytując się i krzątając koło niego.
— Trzebaby lekarza! — zauważyła.
— I poszlij do Rabbiego kogoś z przeproszeniem, że nie możemy przyjść! — dodał Strafford.
Edyta wezwała Poldiego, by spełnił oba polecenia. Ku największemu zdziwieniu obojga rodzeństwa chłopak odrzekł, że lekarz już jest i że go sam Prorok przysłał na wypadek, gdyby go profesor potrzebował.
— Jakże to? — pytali się nawzajem. — Wszak Strafford wczoraj był zdrów, a niemoc jego rozpoczęła się przed chwilą dopiero?
Ale lekarz objaśnił, jak to się stało. Rabbi widzi, jak przez przezroczyste szkło to wszystko, co dzieje się w ludzkimi organizmie, jak wo-