ogniste płomyki lub też świecąc spokojnie, jak złote gwoździe, któremi nabił Stwórca strop niebieski.
Olbrzym ten, wyglądający tak szczególnie, musiał być Arabem, strój jego bowiem przypominał beduinów. Okrywał go rodzaj burnusa białej barwy z opuszczonym w dół kapturem. Nogi miał bose w drewnianych, rzemykami owiązanych sandałach, głowę jednak wbrew wschodniemu obyczajowi odkrytą.
Obaj przybyli podeszli pod sam ołtarz i uklękli na jego stopniach, następnie olbrzym upadł twarzą na ziemię i znieruchomiał, pogrążając się w modlitwie. Stary kapłan zaś powstał i obrócił się do ludu.
— Na czas wielkich prób zsyła Pan wielkie pomoce — mówił. — Oto mąż Boży, który przez wiek swój cały zdala żył od świata, a teraz posłan jest, by światu w ostatnich czasach przynieść ratunek. Słuchajcie go, bo wielkie rzeczy obwieszcza, i wielkich rzeczy przezeń dokonać chce Pan!
Ksiądz cofnął się, a starzec dźwignął z ziemi swą ogromną postać i stanął, górując nad zebranym tłumem. I jął mówić.
— Wiedzcie przedewszystkiem, żem nie kapłan i że z siebie nic nie mam, jeno moją nikczemność i jestem jako źdźbło słomy, które wicher podnosi i miota niem, kędy chce, a ono oprzeć się nie może, choćby i chciało. Ale ja nie chcę opierać się głosowi, który mnie wiedzie, bo wiem, że Panu memu winienem być
Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/104
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.