Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

scy przyjaciele króla muszą być przyjaciółmi Magui.
— Niech mój ojciec mi poda rękę swoją — rzekł dzikus głosem stłumionym.
Po pewnem wahaniu generał uczynił zadość życzeniu czerwonoskórego. Magua ujął rękę generała i palce jej położył sobie na dużej bliźnie na piersi.
— Czy mój ojciec wie, co to jest? — zapytał tonem triumfującym.
— Któryż to żołnierz nie zna śladów, jakie pozostawia kula? — odparł generał.
— A to? — zagadnął dzikus, przesuwając rękę generała po plecach swoich.
— O, mój synu — rzekł generał, — zostałeś sromotnie obity. — Któż to uczynił?
— Magua miał twarde łoże w angielskich wigwamach, a kije pozostawiły ślady — odpowiedział dzikus z ponurym śmiechem. — Lis Przebiegły już wie, co powie swoim wojownikom.
Rzekłszy to, zwrócił w stronę dalekiego lasu i oddalił się śpiesznie od generała.
Montcalm, trapiony przykremi przeczuciami i pełen dziwnego smutku, udał się w stronę powrotną do swego namiotu.
Rankiem dnia następnego w obozie francuskim odzywały się radosne dźwięki trąb i łoskot bębnów, obwieszczających zwycięstwo. Inaczej było w forcie Wiliama! Po pobudce zaczęto czynić przygotowywania do opuszczenia fortu. Bez słowa, w nastroju ponurym, stawali żołnierze w szeregach i brali na ra-