Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieważ nie można było korzystać z nich dalej, przeto odpędził je od gromadki wędrowców. Potem zaprowadził Heywarda i obie siostry na wschodnią krawędź płaskowyża. W głębi jakichś tysiąca stóp w nieznacznej odległości od brzegu rozległego jeziora widać było liczne budowle, mury i wały fortu Williama. Na zachód od fortu, na rozległej płaszczyźnie między jeziorem a górami, znajdował się obóz armji francuskiej liczącej conajmniej dziesięć tysięcy żołnierzy. Baterje francuskie rozpoczęły właśnie kanonadę. Widać było jak granat oderwał kawał muru z gmachu komendantury, w której mieszkał pułkownik Munro.
— Przybyliśmy o godzinę zapóźno — rzekł strzelec. — Lasy są pełne przeklętych irokezów.
— Straszne jest, że w godzinie niebezpieczeństwa nie możemy być przy boku naszego ojca — westchnęła Alicja płacząc.
— Udajmy się do Montcalma — zawołała Kora. — Jest to przecie żołnierz, który nie odmówi nam pozwolenia udania się do naszego ojca.
— Być może, że nie odmówi, ale zanim dostanie się pani do Montcalma, straci pani naprzód skalp... — rzekł strzelec. — Zresztą kanonada skończy się przecie kiedyś. Oto nadciąga mgła, która dzień zamieni w noc. Teraz możemy zaryzkować. Proszę ze mną.
To mówiąc zaczął pośpiesznie zbiegać ze stromego zbocza wdół. Major ujął obie siostry za ręce