Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tracić swoją tajemną kryjówkę... Tak, moi zacni panowie, proście Boga, aby nam dopomógł. Obaj mohikanie i ja dołożymy wszelkich starań, aby panie ochronione zostały przed wszelkiem możliwem nieszczęściem. Za wysiłki swoje nie będziemy żądali żadnej innej nagrody prócz tej, którą Bóg wyznaczył ludziom za każdy dobry czyn. Musi nam pan jednak, panie majorze, przyrzec w imieniu swoim i towarzyszek dwie rzeczy.
— Niech pan wymieni swoje warunki.
— Pierwszy, to zachowanie zupełnej ciszy bez względu na to, co zajdzie. Drugi warunek polega na tem, że miejsce, do którego państwa zaprowadzimy, musi być utrzymane w najgłębszej tajemnicy.
— Daję słowo honoru, że dotrzymam warunków — wykrzyknął major.
— A zatem chodźmy — rzekł strzelec. — Nie traćmy daremnie czasu, gdyż każda chwila jest droga.
Cienie wieczoru pod koronami drzew zgęściły się tak, iż zdawało się, że na świecie panowała już noc. Heyward w towarzystwie Sokolego Oka udał się do wyczekujących młodych kobiet, aby przedstawić im nowego przewodnika i dodać potrzebnej odwagi. Obie panny zsiadły z koni bez słowa i idąc za wskazówkami majora udały się nad brzeg rzeki, gdzie w tej chwili wszyscy już byli zebrani. Naradzano się nad tem, co robić z końmi. Postanowiono za radą Czingaszguka poprowadzić konie wodą przy brzegu rzeki.