Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dział strzelec — a udam się wzdłuż strumienia w kierunku osiedla bobrów, gdzie przyłączę do siebie Czingaszguka i pułkownika. Gdy usłyszysz nasz okrzyk wojenny napadnij na łotrów od frontu i gnaj na nas, a my już ich tak serdecznie przyjmiemy, że żywa noga nie ujdzie. Potem dopiero zaatakujemy wieś i wyzwolimy dziewczynę. Co myślicie o takim planie, przyjaciele?
— Wspaniale! — wykrzyknął major.
Unkas, po chwili namysłu, zgodził się też na plan Sokolego Oka i przystąpiono natychmiast do jego wykonania.
W głębokiej ciszy prowadził strzelec swój niewielki oddział przez gęstwinę do strumienia, o którym wedział, że wpada do jeziorka bobrów. Dopiero, gdy osiągnięto rzeczkę, Sokole Oko ze zdumieniem spostrzegł kroczącego w oddziale Dawida.
— Czy wiesz, przyjacielu — zwrócił się do niego — że idziemy na krwawą bitwę? Nie minie godzina, jak nogi nasze zaczną deptać po trupach huronów. To nie dla ciebie sprawa; radzę ci: zawróć do wsi delawarów.
— Pozwól mi — odpowiedział śpiewak, opuszczając głowę — iść z tobą. Tyle dni znajdowałem się obok panny Kory w chwilach nieszczęścia i niebezpieczeństwa, że nie chcę i teraz, gdy znajduje się w potrzebie, opuścić jej.
— Nie umiesz przecie, przyjacielu, obchodzić się z bronią. Jakiż możemy mieć z ciebie pożytek?