Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwrócone ku chacie, większej i okazalszej od wszystkich innych, i która była widocznie mieszkaniem znacznej i wybitnej osobistości. Nagle cały tłum poruszył się i zakołysał. Drzwi chaty otworzyły się i trzej starcy wyszli z niej, kierując swe kroki ku zgromadzonym. Starzec, idący w środku, między dwoma innymi, dożył wieku, jaki bywa tylko rzadko udziałem ludzi. Postać jego, która niegdyś musiała być wspaniała i imponująca, była zgarbiona pod brzemieniem przeszło stu lat. Z głowy spływały długie, białe włosy, ocieniając twarz, zoraną tysiącem zmarszczek, i okrywając ramiona.
Odzież patriarchy zrobiona była z delikatnej miękkiej skóry, na której wymalowane były czyny wojenne starego wodza. Pierś miał pokrytą medalami złotemi i srebrnemi, jakie otrzymał z rąk różnych władców europejskich. Na ramionach spoczywał srebrny djadem, wspaniale zdobiony, z którego strzelały trzy czarne strusie pióra. Cały tomahawk pokryty był srebrem, a rękojeść noża, jaki niósł za pasem, jaśniała od złota. „Tamenund!“ powtarzano sobie szeptem z ust do ust gdy wojownicy z czcią prowadzili starca do siedzenia przygotowanego dla niego. Na rozkaz jednego z towarzyszących Tamenundowi starców, wojownik pobiegł do wielkiej chaty, skąd niebawem sprowadził osoby, które były przyczyną tego niezwykłego zebrania. Tłum rozstąpił się przed nadchodzącymi, a potem zamknął się, tworząc dokoła nich duże koło.