Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dy podróży, będąc pewni, że każdy krok zbliża ich do celu.
Przebiegły Lis nie zapomniał, mimo pewności siebie, tych drobnych sztuczek, jakie zwykli czynić indjanie, przeczuwając możliwy pościg. Od czasu do czasu mylił ślady i wykorzystywał każdy strumień do marszu w wodzie, co opóźniało nieco pościg, ale nie mogło powstrzymać wywiadowców, zbyt obytych z tego rodzaju chytrościami.
Wędrowano bez wytchnienia, a gdy słońce chyliło się ku zachodowi, osiągnięto miejsce, w którem Magua obozował czas dłuższy. Na polance widać było popiół po wielkim ognisku, koło którego rozrzucone były kości jelenie. Pod pięknym krzewem spostrzegł Dunkan posłanie z traw, na którym, widocznie, spoczywały obie siostry. Ziemia skopana koło wielkiego drzewa wskazywała, że indjanie przywiązali tu konie dziewcząt.
Ale od miejsca obozowiska urywał się wszelki ślad. Wprawdzie tu i owdzie widniały ślady kopy końskich, ale nie ulegało wątpliwości, że Magua puścił je wolno, uznając, że dalszą podróż należy odbyć pieszo.
Mimo starannych poszukiwań wywiadowcy nie zdołali odkryć żadnych śladów i po dokładnym przeszukaniu polanki Czingaszguk wraz z Sokolim Okiem zaczęli po raz wtóry przetrząsać ją, badając każdy kamień i krzew. Unkas, widząc bezowocność ich wysiłków, skierował się do niewielkiego strumienia, który