Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnia; za pasem tkwił nóż i tomahawk.
W ciągu krótkiej chwili jego zimne spojrzenie spoczęło na twarzy dziwaka, poczem odwrócił się do niego plecami i zapatrzył w dal.
W tej chwili drzwi blokhauzu otworzyły się i na dziedziniec wyszły dwie damy w towarzystwie generała i młodego oficera. Oficer pomógł swym towarzyszkom dosiąść koni. Młodsza z nich zarzuciła wualkę na rondo swego podróżnego kapelusza, odsłaniając twarz pełną słodyczy i wdzięku, otoczoną złotemi lokami. Widzowie mogli zauważyć, jak podziękowała młodemu oficerowi miłym uśmiechem za okazaną pomoc. Twarz drugiej ukryta była gęstą wualką, ale postać jej zdradzała, że była o kilka lat starsza.
Wszyscy troje dosiedli koni, pożegnali grzecznie generała i mała karawana ruszyła w drogę. W tej chwili obok pań przemknęła jak cień postać indjanina, który wysuwał się na czoło pochodu, aby prowadzić go poprzez gąszcze leśne. To nagłe pojawienie się przewodnika wywołało ze strony młodszej damy lekki okrzyk strachu. Starsza zachowała milczenie ale uniosła nieco wualki i spojrzała na czerwonoskórego swemi ciemnemi oczami, w których odbijał się jednocześnie lęk i zaciekawienie. Chwila ta wystarczyła, aby móc zauważyć jej piękne oblicze, ocienione gęstemi, czarnemi warkoczami.
Młode damy były córkami pułkownika Munro i udawały się pod opieką majora Dunkana Haywarda,