Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ależ ja nie chcę iść do tej pani! — zawołał Kacper.
Daumer zgromił go surowo.
— Przeproś zaraz panią. Byłoby to bardzo źle, gdyby każdy z nas chciał być panem swych czynów podług własnych kaprysów i wyzwolił się z obowiązków względem bliźnich. Wówczas wszyscy stanęlibyśmy w życiu bezradni!
Kacper spuścił oczy kornie, jak grzesznik. Radczynię cała ta scena mocno ubawiła.
Wkrótce potem znaleźli się w oświetlonych salonach radczyni. Kacper musiał poddać się zwykłemu egzaminowi. Odpowiadał z lękiem na pytania gości. Zdawało mu się, że wszystkie wyrazy mają sens podwójny. Nie rozumiał stroju, uśmiechu, min ludzkich, gwaru towarzyskości. Nie wiedział, czego ludzie chcą od niego — nie rozumiał wreszcie siebie!
Daumer również przeżywał ciężką chwilę. Był tu pewien gość, z którego obecności radczyni była nader dumna. Albowiem mówiono, że jest to wielki dyplomata, udający się z ważną misją na wschód, bawiący przejazdem w Norymberdze. Słyszał on o Kacprze i zainteresował się mocno jego osobą, przeciwstawiając się tym, którzy bagatelizowali zagadkę. Dla niego właściwie radczyni sprowadziła chłopca na wieczór. Nadmieńmy, że Pfisterle, oponent z zasady, szepnął Daumerowi na ucho, że, jego zdaniem, dyplomata jest poprostu zakapturzonym szpiegiem obcego państwa.