Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W głębinach, i na powierzchni, i w chłodniejącej powietrznej atmosferze, akordami tajemnych, niewysłowionych łkań rozegrywają się dzieje bolesne Persefony, wiecznej duszy, która z łona macierzystej, przedstworzennej światłości odłamała się własnej żądzy porywem i widzialnego kształtu pragnąca, upadła w nędzę i w cieśnię, w ograniczonego bytu więzienie.
Teraz poprzez prądy powietrzne, i zatapiające mórz fale, i ciężkie pokłady ziemskiego mułu słychać rozpaczny szelest skrzydeł spętanych, nieukojoną przez całe wieki tęsknotę.
Cicho, cicho, skupiajcie się, władze myśli i czucia...
Oto doznaję nieomylnego wrażenia, że się jakiś cień wielki położył na mnie znagła; że ktoś olbrzymi przede mną i zarazem nade mną nagle staje.
Jeszcze przez chwilę mam zamknięte powieki, a potem zwolna otwieram i wzrok mój już wcale nie zdziwiony padł na przecudny rysunek stóp i kolan uwydatnionych przez plastykę fałd po mistrzowsku rzeźbionej szaty.
Zwolna, idącem w górę spojrzeniem ogarniam całość posągu.
Stoi majestatyczna, wszakże nie sztywna, dzięki przedziwnym refleksom i ciepłemu tonowi kości słoniowej. Rysy jej zaprawdę bo-