Przejdź do zawartości

Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Któż nie wie, co potem być musiało? Kto nie widział Edypa podnoszącego ręce do oczu, które już odtąd światła nie ujrzą nigdy? Kto nie cierpiał z całym szeregiem przedziwnych postaci Eurypidesa?
A męka ich coraz zawilsza, długa.
Gdy człowiek Heleńczyk podobien słońcu wszystek świat opanował, odkrył jedyną nieprzejednaną rzecz — w sobie.
Gdy nie było ponad nim żadnego ograniczenia, wstała karząca władza — w nim.
Erynie wstały.
I ten jest tryumf tragiczny greckiego ducha.
Zaprawdę, wielkości do tego potrzeba było i wolności, jakich przed onym czasem nie oglądano w świecie.
Lud ateński wyznaczył Eryniom mieszkanie na stoku Areopagu.
Duma pokrywa ból.
Te są następne dzieje.
Aliści w splocie dojmujących męczarni wytwarza się samo przez się pytanie: za co?
Nie zawsze wystarczy tu z odpowiedzią sprawiedliwość, albo wysiłek myśli, albo wysiłek dumy.
Tok rzeczy pogmatwał się straszliwie.
Jeszcze raz się obraca, niewidzącemi oczyma patrzący poza siebie, król Edyp u wrót