morze pod władzą króla — blasku i królewien — barw rozmaitych. Kolorami grać musi i odpowiadać niebu. Stłumiony jest plusk pod przepychem niezrównanego szafiru.
Ale teraz westchnęły oswobodzone, olbrzymie, tęskne piersi.
Od pierwszych, najpierwszych chwil stworzenia, morze w sobie posiadało tajemnicze, niezmierne słowo. I wypowiada je zlewem szumów tak — noc po nocy przez wieki całe, przez wieków setki, przez niezliczone okresy.
Słuchaj: duszo człowiecza.
Jest prawie zupełnie ciemno. Tylko bieleją na łkającej powierzchni rytmiczne bryzgi pian.
Z dalekości, z przestrzeni przychodzi nieukojona skarga. Cała nieśmiertelność w tej skardze i wieczysty szloch.
Słuchaj, teraz będzie odpowiedź.
Podnosi się... Czy od wnętrzności ziemi, czy jeszcze głębiej — ze trzew wszelkiego żywota i czasu?
Wstało.
Jest jako coś nieobjętego w wymiarze, a wobec czego zanika każda wielkość.
Słyszałeś?
Żaden zmysł nie pochwycił; utonęły wszystkie odrazu. Były chwilowo obrócone w nicość, nietylko w proch.
Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/50
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.