Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I to jeszcze nie koniec. W VII wieku miasto dostało się w moc Arabów: akropol obrócono na twierdzę. Ztąd znajdują się w tym obrębie ślady przebudowań arabskich, a także pozostałości całkowitych odrębnych budowli, wież obronnych, krużganków. Na południowo-zachodnim krańcu szczątki meczetu.
Zrównał i pogodził czas.
Na dole w samem miasteczku, utopiona w zieleni, stoi okrągła świątyńka Wenery. „Cella“ okolona szeregiem jednolitych kolumn korynckich. Przez rozłamy i szczerby prześwieca się błękit nieba. Pustka tutaj jest wdzięczna, a śliczność przetrwała wbrew ruinie.
Przygasa łagodny dzień. Godzina przedwieczorna przynosi, jak zawsze i wszędzie jakąś zadumę ogarniająca całokształt widnokręgu. — Słońce stoczyło się za graniczny wał Libanu, ale są jeszcze na niebie ostatnie pożegnalne odpływy boskiego światła. Jeszcze przez chwilę powietrze nasycone tą mocą życia.
Z wysokiej terasy hotelu widać, jak kolumny świątynne rozświetliły się ciepłą barwą; przedziwnie płoną w tych odblaskach zachodu. A tłem zjawiska jest Liban, potęga płowych gór, świat, który stąd się wydaje zamknięty, niedostępny i tajemniczy; świat może pełen cudu.