Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Od strony północnej zamykają widnokrąg jeszcze dalekie szczyty Garizim i Ebal.
W tym kierunku, linją możliwie prostą, posuwa się karawana.
Minęło godzin kilka i dzień się już nachyla; świecą ukośne, przedzachodnie promienie.
Jesteśmy w pobliżu gór.
Zarysowały się, jako dwa potężue kopce graniczne. Pomiędzy niemi barwista smuga, wnijście do jasnej doliny Sichem. Tutaj, w podwojach utworzonych przez Garizim i Ebal, w progu obiecanego dziedzictwa, zatrzymał się ongi Abraham, wzrok zapuszczając we wszystką przestrzeń przed sobą. „I ukazał się Pan Abrahamowi i rzekł mu: Nasieniu twemu dam ziemię tę...”
Tędy przeciągnął Jakób w powrocie z domu Labana i za cenę stu jagniąt od władców Sichemowych zakupił „sztukę pola, na której rozbił namioty“.
Zaś w późniejszym czasie, gdy wreszcie miał być uwieńczony tryumfem długoletni „Exodus“ z ziemi niewoli, Jozue tutaj lud swój w taki sposób ustawił, że „połowica ich podług góry Garizim, a połowica podług góry Ebal“. I ogarnąwszy oczyma ono wielkie półkole, „czytał wszystkie błogosławieństwa i przekleństwa i wszystko, co napisano w księgach zakonu.”