Już dzień się bardzo nachylił, gdy dosięgamy wierzchołka góry Nebo.
Cały okrężny świat ma się ku spoczynkowi wieczora. Wielkie, mroczące cienie rozwlokły się po urwiskach, kopułach i kamiennych rozłogach. Cisza zapanowuje brzemienna wszystkością niewypowiedzianych rzeczy.
Ziemię judzką mamy teraz w nizinie przed sobą, tak jak ją oglądał umierający Mojżesz.
W słonecznem świetle możnaby widzieć całą rozległą przestrzeń od wzgórz Hebronu po Karmel w Galilei. Ale już tajemnica wieczorna zasnuwa tę krainę cichym zalewem coraz ciemniejszych tonów. Tylko smętna tafla Martwego morza odcina się i wyraźnie szarzeje wśród ogólnego kształtów roztopu.
Okrągławy szczyt góry Nebo usiany jest głazami, wśród których dają się rozeznać ruiny jakiejś budowli, może kościoła z V-go czy VI-go wieku.
Cisza. Zdaje się, że nachylone białawe sklepienie chciałoby ten z zadumany wierzchołek wziąć w siebie i odgraniczyć od wszystkiego, co żyje. Ogarnia nas to tragiczne ukojenie wieczorne, w którem jest ogrom rzeczy, nie dających się nigdy wypowiedzieć całkowicie.
Poniżej góry Nebo, w stronie północnej znajduje się „źródło Mojżesza“ i śliczny wodospad. Struga wody zlatuje wzdłuż ściany,
Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/255
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/4/43/Jadwiga_Marcinowska_-_Z_g%C5%82os%C3%B3w_l%C4%85du_i_morza.djvu/page255-1024px-Jadwiga_Marcinowska_-_Z_g%C5%82os%C3%B3w_l%C4%85du_i_morza.djvu.jpg)