Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jan modlił się jedyną modlitwą, wstępowaniem całej istoty.
Własne słowa otworzyły mu wokół dotychczasowej dostrzegalnej cząsteczki bezmiar świata. Wyrzeczone słowa: „Ten po mnie przyjdzie, ale przede mną był“... rozwaliły dlań w piorunującym rozbłysku ściany czasu. Zrywał się teraz w nieskończoną działalność swoich wczorajszych słów; wstępował do ogromu. Wreszcie zamieszkał w nim...
Z ciemnych okręgów nocy płynęły ku podniesionej głowie proroka szepty i szmery. Zdwało się, że tam stoją w kornem półkolu wielkie anioły, duchy pustyni. Powiewając skrzydłami, ostatni hołd oddają.
Wszystko doznane związywało się w jeden wyraz.
Ongiś na zielonym stoku, wśród gór, w poszumie orlim objawiło się Powołanie. Dzisiaj w tajni przed świtem, w hymnie wolności, którym zadźwięczała pustynia i rozśpiewało się umęczone morze, stwierdzona jest wtóra przeogromna rzecz: Dopełnienie.
Bardzo wcześnie, zanim pierwsza smuga jutrzenki drasnęła szczyty Moabskich skał, w piersiach Janowych zapaliło się wieczne słońce...