Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/233

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    i ukazał Mu wszystkie królestwa wszego świata w okamgnieniu“.
    Słońce zalało przestrzeń, rozedrganą powodzią.
    Nie oglądamy, co prawda, królestw całego świata, ale z tej wyniosłości objawia się przed wzrokiem jednakże — obszar. Płowy i wyzłocony, a smutny. Jest pewna tragiczność rzeczy, które są w blaskach smutne...
    Nieporównanie przejrzyste powietrze uwydatnia żółtawość piaszczanego rozłogu.
    Jerychońskie pola i sady stopiły się znów do znaczenia paru strzępionych, zieleniejących smug... Prześwietlony błękit kopuły rozwiedzion jest — nad pustynią.
    Obróceniśmy twarzą na wschód.
    Tam — daleko zarysowują się zaroślami niewyraźne brzegi Jordanu. Jeszcze dalej jednostajna płowość pustyni nasycać się poczęła majaczeniem siności; rozmarzający czar spłynął ku niej od stoków Moabskich gór.
    Aliści nie to jest najbardziej, a najsmętniej wspaniałe.
    Nieco więcej na prawo, zatem ku południowi, wśród rozpostarcia żółtawych piasków legła spokojnie tafla matowego błękitu: „Martwe” Morze.
    Z wyrazistością przedziwną odcinają się kształty brzegów. W uciszonem powietrzu ten