Strona:Jadwiga Marcinowska - Vox clamantis.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Głos jego przestał chybotać się starczem drżeniem i nabrał dźwięku głębokiego uczucia.
— Usłyszę jeszcze raz, jak w wielkim dniu nad Syonem święte Imię rozbrzmiewa; nasycę uszy słodkością, naleję serce weselem. W imieniu Pańskiem krynica: napiją się usta moje... Będą kości me przeniknione i uraduje się dusza...
Słowa splątały się i do szeptu opadły. Mamrotały coś w dalszym ciągu usta już prawie bezzębne i znużone. Oczy wpatrzyły się znów nieruchomo w ognisko. Ale teraz była nad brzydką głową aureola tęsknoty.
Zacharyasz tymczasem przeszedł cicho do jednej z czterech komór pobocznych wielką izbę otaczających i podniósłszy ruchom ą klapę w podłodze, spuścił się schodami do łaźni przysługującej kapłanom.
Gdy wracał po kąpieli wszystek biało odziany, z miasta doleciało pianie kogutów i jednocześnie zakołatał ktoś do drzwi izby. Po śpieszył się z otworzeniem, wiedząc, że to jest, jak co dnia o tej porze, »Sagan« najwyższy dozorca w obrębie świątyni i pierwszy w hierarchii po arcykapłanie.
Ruch się uczynił; przybycie Sagana oznaczało rozpoczęcie czynności dziennych. Leżący popodnosili się z posłań kamiennych, każdy ujmował zawiniątko swoich szat obrządko-