Strona:Jadwiga Marcinowska - Eliza Orzeszkowa, jej życie i pisma.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bnie lekki, przyjemny sposób. Odwiedziny w sąsiedztwie, albo też podejmowanie u siebie licznych gości, gwar, wesołość, zabawa.
Jednakże od czasu do czasu coś się przejawiało w młodej kobiecie, czego sama pojąć nie mogła.
Mężowska wieś Ludwinowo położona była pośród lasów i łąk wilgotnych, z których przy końcu lata i w jesieni dobywały się białe opary. Zdarzało się dziedziczce wynijść na pole i widzieć w onej mgle ponurzone postacie oraczy — chłopów...
Wówczas robiło się jej bezmiernie przykro i uczuwała chęć nagłą wstąpienia we mgłę, na te zagony, zbliżenia się do tych ciemnych, pochylonych ludzi i uczynienia dla nich — czego? Właściwie nie wiedziała sama.
Serce uczciwe było i gorące, a jeno jeszcze uśpioną tak potrzebna świadomość.
Nadeszło przebudzenie.
Był rok 1860.
Nie można powstrzymać życia. Prześladowania częstokroć ogromnie opóźniają jego rozwój, ale całkowicie zniszczyć nie mogą. Na Litwie znękanej wielu stratami i która, zda się, od lat dziesięciu zapadła była w stan bezmyślności i martwoty, pojawiły się nagle świeże, ożywcze prądy.
Podobnie działo się i w tak zwanym kongresowym Królestwie Polskim. Wszędy powiew — jak wiatr wiosenny po ziemi.
Poruszyły się myśli, zabiły żywiej serca.
Sprzyjały temu wieści o niepowszednim wypadku. Oto w Europie południowej Włochy, od bardzo dawna na części rozdarte i w większości austrjackiemu jarzmu podległe, porwały się do broni.
Przy pomocy Francji uwieńczyły walkę zwycięstwem. Posiadły jedność i niepodległość państwową.
Doniosły wypadek, — zaiste, wywołujący ogromne wrażenie.
Jakieś wiosenne ciepło odczuwało się, jak to mówią, w powietrzu.