Strona:Jadwiga Bohuszewiczowa - Szlachetność serca.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nawpół przerażone, nawpół niedowierzające spojrzę nie chłopca. — Przed dwoma laty przyjechał do nas stryjek z Warszawy i przywiózł nam ogromne pudło łakoci. Mamusia wydzieliła każdemu z nas pewną ilość, zastrzegając abyśmy nie zjadali wszystkiego odrazu, lecz zostawili sobie na dzień następny. Wtedy była u mnie dziewczynka Renia. Zaczęłyśmy z nią się bawić w cukiernię i niespostrzeżenie zjadłyśmy moją całą porcję. Wieczorem okaza o się, że Henio i Mania mają jeszcze bardzo dużo, a mnie już nic nie zostało. Wtedy zdjęła mnie taka szkaradna zazdrość, że wstałam z łóżeczka i wzięłam z każdej torebki po jednym cukierku.
— I co? — zapytał widocznie przejęty Giggio.
— Z początku nie chciałam się przyznać, ale było mi jakoś smutno, tak nieprzyjemnie, serce me biło tak mocno, że już nazajutrz musiałam się przyznać do winy.
— To nie to, co ja zrobiłem — szepnął chłopiec.
— Zupełnie to samo — rzekła stanowczo Ola. — Musiało być to samo, bo mamusia zaczęła płakać, a tatuś spojrzał na mnie takim wzrokiem, że byłabym się chciała pod ziemię schować, a przytem czułam wyraźnie, że wszyscy mają dla mnie pogardę. Przez kilka dni czułam się bardzo biedną,