Strona:Jack London - Wyga.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lanina, to chciałbym, żeby mnie kto naprzód odprowadził do innej chałupy.
— Róbcie swoje i nie krępujcie się mną — odpowiedziała Lucy. — Jeśli nie zasługuję na to, aby móc głosować za powieszeniem człowieka, nie mam prawa go zatrzymywać.
Kurzawa wstał, rozcierając przeguby w miejscach, w których więzy zatamowały obieg krwi.
— Wszystko dla was przygotowałem — mówił Breck, — żywność na dziesięć dni, koce, zapałki, tytoń, siekierę i karabin.
— Idźcie — dodawała mu odwagi Lucy — Schrońcie się w górach, nieznajomy człowieku, i niech was Bóg prowadzi.
— Zanim odjadę, chciałbym się porządnie najeść — odpowiedział Kurzawa — a kiedy stąd wyruszę, wiedzcie, że pojadę w górę rzeki Mc Question a nie w dół. I chciałbym, Breck, żebyście pojechali razem ze mną. Musimy na drugim brzegu rzeki odszukać tego człowieka, który naprawdę dopuścił się morderstwa.
— A ja wam mówię, posłuchajcie lepiej mojej rady i sypcie z biegiem Stewarta ku Yukonowi — zaoponował Breck. — Kiedy ta banda wróci z pustemi rękami, będzie wściekła.
Kurzawa roześmiał się.
— Breck, ja nie mogę teraz opuścić tych stron, znalazłem tu parę interesów. Muszę się tu na jakiś czas osiedlić i pracować. Wszystko mi jedno, uwierzycie czy nie, ja faktycznie znalazłem jezioro Niespodzianek. Stamtąd właśnie jest to złoto.