Strona:Jack London - Wojna z polowaniem na mamuta.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mając lat czternaście uciekłem z domu do Ameryki.
Czy była to zwykła dziecinnada? Nie! Nie było w tem wcale — jak się domyślacie państwo — przyczyn, uchodzących dziś już za szablonowe. Przedewszystkiem ja nie uciekałem, lecz uciekłem do Ameryki. Nie czytałem powieści podróżniczych, awanturniczych przygód z czerwonoskórymi. To wszystko odczytuję dopiero teraz, bo znając na wylot kraje i okolice, o których brednie niesłychane plotą autorowie książek dla młodzieży, lubię te obrazki. W czwartej klasie gimnazjalnej czytywałem Wyspiańskiego, Żeromskiego i Przybyszewskiego. Przypominam sobie, jak jeden z moich nauczycieli i polonista do tego, bardzo był zirytowany tą moją lekturą. Powiedział mi, że aby poznać Przybyszewskiego trzeba, „smarkaczu, umieć myśleć filozoficznie“. Ta, może i słuszna uwaga (nie znam się na literaturze pięknej), nic nie pomogła, bo wydała mi się bez sensu i do dziś dnia jej nie rozumiem. Znam człowieka, który chełpi się tem, że poznał Przybyszewskiego, a niema pojęcia o filozofji i jest zawodowym urzędnikiem pocztowym w Poznaniu.
A uciekłem do Ameryki w sposób szablonowy — to prawda. Ukradłem ojcu trochę pieniędzy i już bez szeląga znalazłem się w porcie hamburskim na okręcie „Indiana“ pomiędzy beczkami rumu, śledzi, pakami serów szwajcarskich i wogóle pomiędzy woniejącemi beczkami i pakami. Płakałem tam z głodu, dusiłem się z powodu zaduchu, lecz nie mogłem uciec z powrotem na ląd, bo już byłem na pełnem morzu. Własnemi rozszerzonemi oczami, przyzwyczajonemi do ciemności, z dziwnem uczuciem, z którego nie umiałem sobie zdać sprawy, patrzyłem na żywe nieprawdopodobieństwo: oto zażywne myszy, tłuste szczury, wypasione koty, postarzałe w służbie okrętowej, waliły się pokotem, zmożone chorobą morską, — podczas, gdy ja, co po raz pierwszy znalazłem się na głębszej wodzie, byłem zdrów, jak ryba.
Czy państwo myślicie, że — jak to zawsze bywało z chłopcami w mojej sytuacji — głód przemógł we mnie strach i wyszedłem na pokład, gdzie mnie odrazu dojrzał ostry wzrok kapitana?
Czy sądzicie, że mnie chwycił mocno za ucho, obiecał cisnąć za nogi do morza i że rzuciłem mu się do stóp, błagając o życie?