Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szą pić. Kiedy są zawiedzeni — piją, na znak protestu Ale jeżeli wogóle nie mają co robić, cóż, piją wierząc w naukę, że jeżeli posiądą dostateczną ilość mikrobów alkoholu i te zaczną drążyć ich mózg, nabiorą animuszu i ręce ich pełne będą roboty. Kiedy są trzeźwi chcą pić, a kiedy są pijani chcą pić jeszcze więcej.
Oczywiście Scotty i ja jako dzielni kamraci byliśmy zaproszeni do wypitki. Pomagaliśmy zrobić szczerbę w tych piędziesięciu dolarach jeszcze nie otrzymanych. Owo popołudnie, ze zwyczajnego pospolitego popołudnia przemieniło się w boskie, wspaniałe popołudnie. Rozprawialiśmy, śpiewaliśmy, gardłowaliśmy, przechwalaliśmy się, a nawet French Frank i Nelson stawiali wszystkim wokoło. Staliśmy na pełnym widoku wybrzeża Oakland, a hałasy naszej hulanki przyciągały przyjaciół. Łódź za łodzią, okrążając ujście, holowały ku cyplowi, podczas gdy Hans przecinał im drogę do brzegu, a nawet odpychał je w tył za pomocą najrozmaitszych przebiegłych fortelów.
Whisky Bob i Nicky Grek przybyli trzeźwi, obrażeni, oburzeni na swych kolegów pirackich, którzy zniweczyli ich plany, French Frank, wspomagany przez John’a Barleycom, perorował z hypokryzją o cnocie i uczciwości i nie zwrażając na swe pięćdziesiąt lat, powalił Whisky Bob‘a na piasek i zaczął go okładać, Nicky Grek skoczył i prędkiem pchnięciem Frank‘a pomógł Whisky Bob‘owi, lecz załatwił się z nim krótko Hans. I oczywiście, kiedy poharatane cielska Bob‘a i Nickiego zostały włado-