Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wem rozstawione były małe stoliki i krzesła. Szynkarz niebieskooki, o jasnych jedwabistych włosach — spoglądał z pod czarnej jedwabnej czapeczki. Pamiętam, że zwykle nosił bronzowy surdut, a nawet doskonale przypominam sobie miejsce w pośrodku szeregu butelek, z którego brał jedną z nich, czerwonego koloru, z syropem. Szynkarz rozmawiał z ojcem długo, a ja ciągnąłem mój słodki napój i rozpływałem się. I dziś jeszcze, po tylu latach, rozpływam się nad samem wspomnieniem.
Pomimo mego dwukrotnego doświadczenia, tak smutnego, w szynku wabił mię i pociągał John Barleycom panujący i dostępny. W tem zawiera się znaczenie szynku i ten przemożny wpływ, jaki pozostawia ślady w umyśle dziecka.
W szynku urabiałem sobie pierwszy pogląd na świat i dochodziłem do przekonania, że ta instytucja jest niezmiernie ponętna i pożądana. Ani sklepy, ani publiczne budynki, ani żadne mieszkania ludzkie nie stały dla mnie otworem i nie mogłem ogrzać się w nich, ani też zajadać tam boskich przysmaków tak, jak w szynku, przy wąskich kontuarach, naprzeciwko ściany. Wszędzie drzwi były zawsze zamknięte dla mnie, drzwi w szynku stały otwarte naoścież. Zawsze i wszędzie znajdowałem szynki; na traktach i na drodze, w wąskich alejach i na ludnych uliczkach jasno oświetlone, wesołe, ogrzane w zimie, a osłonięte i chłodne w czasie upałów. Tak, szynk był najwspanialszem miejscem i to było decydującym momentem.