Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gę, musiałem być daleko rozważniejszy od niej. W kilka minut później stanąłem zdumiony. Zobaczyłem, jak jeden z chłopaków zakołował się z pół tuzina razy i zatrzymał się raptownie nad brzegiem rowu, ponuro wpatrując się w głąb i, ponuro rozmyślając wpadł do niego. Był to dla mnie dziwnie drażniący i śmieszny wypadek. Chwiejąc się, zbliżyłem się do rowu z mocnem przeświadczeniem, że utrzymam się na brzegu. Oprzytomniałem jednak w rowie, w momencie, kiedy kilka przestraszonych dziewcząt wyciągało mię stamtąd.
Po tym wypadku nie próbowałem już udawać pijanego. Przestało mię to bawić. Dostałem zawrotu głowy i szeroko otwartemi ustami oddychałem ciężko. Dziewczęta prowadziły mię pod ręce, ale nogi moje były jakby ołowiane. Alkohol uderzał mi do głowy, uciskał serce. Gdybym był wątłem dzieckiem, jestem przekonany, że eksperyment byłby mnie zabił. I tak wiem, że byłem bliski śmierci, z czego zresztą dziewczęta nie zdawały sobie sprawy. Słyszałem jak się kłóciły między sobą, czyja to wina; niektóre z nich płakały nade mną i z powodu nieprzyjemnych skutków postępowania chłopców. Ale nie interesowałem się tem wcale. Dusiłem się i potrzebowałem powietrza. Ruch był dla mnie męczarnią. Musiałem oddychać ciężko, z trudnością. Chociaż dziewczęta podtrzymywały mię, było jednakże cztery mile do domu. Pamiętam jak błędnemi oczami ujrzałem jakiś mały mostek wpoprzek drogi, gdzieś na dalekiej przestrzni. W rzeczywistości nie było nawet stu stóp do niego. Kiedy doszliśmy, opuściłem się,