na sto tysięcy, ani jeden człowiek nie jest urodzonym organicznym pijakiem nałogowym. Picie, według mego rozumowania, jest jedynie zwyczajem nabytym, przywarą umysłu. Jest to nałóg zupełnie różniący się się od używania tytoniu, kokainy, morfiny, i całego szeregu innych narkotyków.
Pragnienie alkoholu rodzi się w duszy ludzkiej. Jest to sprawa nawyku umysłowego, wieku, a dojrzewa na terenie towarzyskim. Na miljon pijaków, ani jeden nie rozpoczął pić sam. Wszyscy zaczynają pić w towarzystwie, a z piciem tem łączą się tysiączne przejawy życia społecznego, jak je opisałem w pierwszej połowie opowiadania, na podstawie własnych przejść. Stosunki towarzyskie, to pierwsze źródło pijaństwa. Sam alkohol odgrywa najmniejszą rolę w stosunku do atmosfery towarzyskiej, w której się pije. Rzadko napotkasz człowieka, który odczuwałby nieprzepartą potrzebę alkoholu bez długiego treningu towarzyskich pijatyk. Zresztą i ja tylko przypuszczam, że tacy istnieć mogą, albowiem ja sam nigdy takiego nie spotkałem.
Podczas tej długiej, kilkomiesięcznej, podróży, przekonałem się, że w szeregu potrzeb cielesnych niema ani śladu potrzeby alkoholu. Lecz o tem się też przekonałem, że potrzeba ta była umysłową i społeczną. Gdy myślę o alkoholu, powstaje asocjacja towarzystwa gdy zaś myślę o towarzystwie rodzi się asocjacje alkoholu. Towarzystwo i alkohol, to bracia sjamscy, wiecznie ze sobą złączeni.
I tak gdy czytając w mym fotelu na pokładzie, lub rozmawiając z kimś, wspomnę o jakiejś części
Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/286
Wygląd
Ta strona została przepisana.