Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łem piwnicę. Zapas alkoholu wyczerpał się zupełnie, a ja nie dokupiłem ani butelki.
Iście heroicznym wysiłkiem zmusiłem się wkońcu do pisania tysiąca wyrazów bez ostrogi John’a Barleycorn, ale przez cały czas pracy prześladowała mnie tęsknota za kieliszkiem. Gdy tylko praca była ukończona, wypadałem z domu jak piorun i pędziłem w dół do miasta, by się wreszcie napić. Bogowie łaskawi! Jeśli John Barleycorn potrafił zdobyć taką władzę nade mną niealkoholikiem, jakże wielkie muszą być cierpienia prawdziwych alkoholików, zmagających z naturalnym popędem swego organizmu, podczas gdy ich otoczenie mało ma dla nich współczucia, jeszcze mniej zrozumienia, a tylko gardzi nimi i wyśmiewa okrutnie!