Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w biały dzień na ulicach Buffallo, za pieniądze na ten cel wyżebrane. Ach, oni byli najlepszymi towarzyszami, jakich znałem, największymi zawadjakami, najwybitniejszemi jednostkami. Może właśnie ten nadmiar temperamentu obrzydził im szarzyznę życia codziennego i nudy i kazał szukać upojenia w złudzie, którą dawał John Barleycorn. Bądź co bądź, ludzi, którzy mi najbardziej przypadli do gustu, których towarzystwa pragnąłem przedewszystkiem, mogłem znaleźć jedynie w towarzystwie John’a Barleycorn.
W czasie wędrówki po Stanach Zjednoczonych wzbogaciłem się o jedno doświadczenie. Jako włóczęga znalazłem się poza kulisami społeczeństwa, a zstąpiwszy w jego podziemia, zbadałem jego podstawy. Teraz mogłem przyglądnąć się dokładnie, jak funkcjonuje jego maszynerja. I oto widziałem, jak obracają się koła machiny społecznej, i przekonałem się, że niemasz w pracy rąk ludzkich tej godności, którą widzą, i o której głoszą nasi nauczyciele, kaznodzieje i politycy. Człowiek bez fachu jest bezsilny jak zwierzę w klatce. Ten zaś, który już wyuczył się jakiego zawodu, musi się starać o przyjęcie do cechu, aby zawód ten mógł wykonywać. Związek taki wiecznie ujada się ze związkami pracodawców o podniesienie płacy i obniżenie godzin pracy, a zjednoczenia pracodawców ze swej strony użerają się, by uzyskać coś wręcz przeciwnego. Nie mogłem doszukać się w tem jakiejś godności. Gdy który robotnik zestarzał się, lub gdy przytrafił mu się jaki wypadek nieszczęśliwy, wyrzucano go na śmietnik, jak zużyte