Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i skończyło się na tem, że w rezultacie pożądałem go coraz więcej.
Skreśliłem moje pierwsze zetknięcie się z John’em Barleycom, opowiedziałem o mojem pierwszem oburzeniu, jak również o walkach stoczonych z samym sobą i wskazywałem stale na ten szczegół, który pokonywał mój opór — mianowicie — łatwy dostęp do alkoholu. I nietylko to, ale i to również, że każdy ciekawszy moment w mem życiu popychał mię do pijaństwa. Każde spotkanie nowego towarzysza, marynarza, górnika, czy też wędrowca z dalekich krajów, zawsze, gdzie tylko mężczyźni znajdą się razem, aby podzielić się swemi myślami, ideami, swą chwałą, czy śmiałością, aby wytchnąć, zapomnieć o ciężarze przepracowanych dni i nocy — wszystko to odbywa się przy kieliszku. Szynk jest miejscem zebrań. Mężczyźni skupiają się tam, jak ludzie pierwotni skupiali się około ognisk, albo około wejścia do jaskiń.
Przypomniałam Charmian’ie domy na łodziach, do których nie miała dostępu na Południowym Pacific’u, gdzie kędzierzawi ludożercy chronili się przed swemi kobietami, ucztowali i spijali się w tych uświęconych miejscach, zakazanych dla kobiet pod karą śmierci, opowiedziałem, jak w młodości za pośrednictwem szynków uchroniłem się przed ciasnotą kobiecego wpływu dla szerokiego wolnego świata mężczyzny. Wszystkie drogi wiodą do szynku. Tysiące romantycznych przygód i dróg życia krzyżują się w szynku, a stamtąd prowadzą wokół całego świata.
„Faktem jest” konkluduję moją spowiedź, „że