Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łyk z każdej, ja zaś piłem najwięcej. Piłem jak ongiś piwo, mając lat pięć, a później, jako siedmioletni chłopak, wino. Przy każdem łyknięciu musiałem się przezwyciężać, a przełykałem to jak lekarstwo. Zapragnąwszy jeszcze trunków, skierowaliśmy się do innych szynków, gdzie strumień alkoholu przelewał się bezpłatnie, i raczyliśmy się.
Nie mam zielonego pojęcia wiele wypiłem, dwa, czy cztery litry. Wiem tylko, że rozpocząłem orgję ćwierć-litrowemi łykami, nie mając ani kropli wody, by spłukać obrzydliwy smak, względnie rozwodnić nieco wódkę.
Jednakowoż politycy byli zbyt roztropni aby pozostawić w mieście taką zgraję pijaków z wodnego frontu w Oakland. Gdy zbliżał się czas odejścia pociągu, zaczęło się opróżnianie szynków. Już wtedy poczułem uderzenie wódki do głowy. Nelsena wraz ze mną wyrzucono z szynku i znaleźliśmy się w ostatnich szeregach dziwacznego pochodu. Z wysiłkiem bohaterskim posuwałem się naprzód, zataczając się i tracąc resztę świadomości, nogi uginały się podemną, w głowie czułem kamień młyński, serce łomotało, a w piersiach straszliwy brak tchu.
Niemoc ogarniała mię tak błyskawicznie, że wirujący mój mózg pojął, iż runę lada chwila i nigdy nie dostanę się do pociągu, jeżeli pozostanę na tyłach pochodu. Opuściłem więc szeregi i puściłem się naprzód ścieżką biegnącą obok drogi pod rozłożystemi drzewami. Nelsen ruszył za mną ze śmiechem. Tylko niektóre szczegóły pozostały mi w pamięci jak przez sen. Pamiętam, naprzykład, te drzewa